Poczwórne Andrzejki z zakrzywieniem przestrzeni koło wychodka

Kończy się dzien gul gul gul…

Bul bul bul bul co? Jakie bul bul cholera, otwieram oko, tak miło się zasypiało waląc dobranockową ćwiarteczkę bimberku przy piosence Żwirka i Muchomorka – akuratnio jołtjubisia urody wszelakiej odnalazłam i nagle bul bul mnie budzi. Jakie bul bul no coś ewidentnie bulgocze. Czasem tak mi bulgocze w brzuchu ale to jak się opiję ale w nocy nic a nie piłam poza ćwiarteczką rzeczoną oczywiście. Nie to nie brzuch, wiem mam! Pewnie sąsiedzi zapomnieli odpowietrzyć kaloryfer i im bulgocze chłe chłe, nie będą barany miały ciepełka o nie, bo ja na odpowietrzanie o tej porze roku się nie zgodzę jak i o każdej innej, bo ja sąsiadów swoich nienawidzę. Co jakiś czas piszę im „Nienawidzę was” gwoździem po samochodach, a co nie wolno? Ja samochodu nie mam to mi nikt nie porysze karoserii chłe chłe. Za to uszy to jak umyte to mam takie że ściągają jak kamertony – ale to nie rury jednakowoż. To wyraźnie bulgocze z łazienki. Możliwe że mój kot Felek bierze kąpiel w sedesie bo pewnie nawalił się tą nakrętką bimberku co to mu wczoraj dałam wyciurkać chłe chłe. Trzeba iść i pofilować bo gotów się utopić . Raz to już mi się podtopił, sąsiad z góry jakoś dużo spuścił i wciągnęło go – zassało – ledwom biedaka wyciągnęła z tego sedesowego tornado. Przeżył ale co się później nawąchałam to moje. Myślałam że nie wytrzymam to go w końcu na balkonie rozwiesiłam na lince. Lato było akuratnio to zbytnio nie zmarzł, przyczepiłem go za uszy na klamerki i jakoś dał radę. Ale ja nie o tym – bulgot był i to nie Felek ale z sedesu rzeczywiście. Patrzę a tam wywaliło znowu…. Smród nie z tej ziemi, żeby to jakoś znieść setę na pusty żołądek walnęłam to mnie lekko znieczuliło. Wzięłam ścierę i zaczynam sprzątać a tu niespodzianka. Butelka z zielonego szkła i zamknięta na korek. Zmazałam to co na wierzchu było chłe chłe i patrzę pod światło a tam kartka w środku. No to korek wyciągnęłam, nie miałam czym to zębami bo i tak już nieźle znieczulona byłam więc mnie wszystko jedno było i patrzę a na kartce jakaś wiadomość:

Droga Amelio Pustak, nasz Pustaczku kochany;

Jak zapewne wiesz liczba twoich wielbicieli w internecie rośnie. Co większe ćwoki tylko obciach ci robią bo poświęcają ci całe jednozdaniowe notki chłe chłe, wielbią naśladują i publikują nawet twoje nieznane zdjęcia. Ja i moi przyjaciele postanowiliśmy wykazać swoje uwielbienie bardziej cieleśnie i zaprosić cię do nas i odmówić nie możesz bo to poczwórna uroczystość jest. Mianowicie ja Andrzej Andrzejewski z Andrzejowa w województwie lubelskim obchodzę w dzień Andrzejek swoje imieniny. Mało tego dnia tego chłe chłe są również moje urodziny, a że jestem z Andrzejowa to imieniny mamy w zasadzie wszyscy. Jako że twój blog jest najbardziej opiniotwórczym miejscem w całej cyberprzestrzeni i to dzięki tobie nauczyliśmy się osiągać apogeum durnoty i pędzić zaciery w zasadzie ze wszystkiego, oraz to ty nauczyłaś nas jak nicnierobiąć i niecniumiejąc można być sławnym, pięknym, bogatym, poczytnym i takie tam, postanowiliśmy ten dzień spędzić z tobą. List ten wysyłamy kanałem tajnym dyplomatycznym, wykorzystując tunel grawitacyjny powstały w wyniku zakrzywienia czasoprzestrzeni obserwowany w wychodku za rogiem stodoły w której się zwykle spotykamy i urządzamy nasze kruparty. Jeśli zgadzasz się aby jutro rano w Andrzejki wysłać do ciebie naszą limuzynę by zabrała cię do świata zabawy – podkreślamy tylko na nasz koszt, daj nam tym samym kanałem ale drogą zwrotną rzecz jasna, trzy szybkie sygnały spłuczką i jeden długi spuszczając litr bimberku własnej produkcji dokładnie w samo południe. Nie zmarnuje się obiecujemy bo go przechwycimy i będzie to twój wkład w naszą imprezę bo bez twojej produkcji nie wyobrażamy sobie udanego krupaty. Impreza w stodole z wieloma atrakcjami w tym lanie wosku i inne andrzejkowe zabawy. Będziemy pić do rana albo i dzień dłużej, nie odmawiaj – klub zauroczonych Pustakiem z Andrzejowa w województwie lubelskim.

Zatkało mnie, wiedziałam ze jestem popularna bo ja do wielbienia stworzona jestem w każdej postaci więc to nie dziwota, ale zatkało mnie że nawet limuzynę są dla mnie w stanie posłać. Przygotowałam litr najlepszego bimberku co to upędziłam ostatnio z liści topoli (one najlepsze są do tego) i punkt 12:00 wlałam do sedesu, spłukując zgodnie z szyfrem. I czekałam. Andrzejki już jutro. W nocy jakoś z ekscytacji nie mogłam zasnąć tym bardziej że lekko zaszkodził mi mój najnowszy wynalazek – banan w spirytusie może dlatego że zjadłam też skórkę ale była tak nasiąknięta że żal było wyrzucić. Rano usłyszałam jak ktoś woła pod oknem: Ameeeeeliooooo! Ameeeeeliooooo! Otworzyłam okno i powiedziałam że lecę i szybko ubrałam się i zbiegłam. Płaszcza w zasadzie nie brałam bo w limuzynie pewnie klimatyzacja będzie ale za to wzięłam na drogę piersióweczkę. Jakże zdziwiona byłam kiedy pod blokiem zobaczyłam …. furmankę. Dacie wiarę? Furmanka koń i dwóch chłopa, z czego jeden nawet niczego sobie i witają mnie setką spirytusu własnej produkcji. To z huby leśnej – nasz własny patent. No wiec głupio było odmówić i podróż jakoś zleciała choć bez picia na rozgrzewkę się nie obeszło.
Na miejscu powitali mnie czym ziemia bogata i rada, ogórki kiszone na zakąskę chłe chłe. Sam Andrzej Andrzejewski zaprosił mnie do stodoły gdzie na klepisku zaczęła się impreza. Przygrywał nam miejscowy nuktiinstrumentalista pan Janko który do perfekcji opanował grę na kilku instrumentach jednocześnie lub z małymi przerwami. Zwykle było to banjo i harmonijka ustna, ale z łatwością przerzucał się na bałałajkę, a nawet miał mały keyboard zasilany akumulatorem z traktora. Im dłużej zresztą tym mniej pamiętam bo piliśmy ile wlezie i co siędało. W końcu przyszedł czas na andrzejkowe zabawy. Lanie wosku do miski przez klucz – wiecie co mi wyszło – jakaś okrągła biała kula którą miejscowy stawiacz tarota i wróżbita pan Wiesio zinterpretował jako główka czosnku a może nawet cebuli.
Później była wróżba z jabłkiem co polega na tym, aby tak obrać jabłko, by powstała jak najdłuższa obierzyna. Potem należy zamknąć oczy, myśleć o miłości i przez lewe ramię rzucić za siebie skórką. Kształt jaki ona przybierze, wskazuje na literę, od której będzie zaczynać się imię przyszłego wybrańca serca. To wyszło mi bardzo dobrze bo ja zęby te siekacze jeszcze mam i nawet dość długie i ostre od otwierania piwa o kapsle mi się tak wyszlifowały, to jak obrałam i rzuciłam to centralnie trafiłam pana Wiesia w czoło. Komisyjnie nam wyszło że widać kilka liter jakie na czole pana Wiesia przybrała obierzyna z których pierwsza to D a ostatnia A. No i liter są cztery. Do teraz zachodzę w głowę jak na imię będzie miał mój wybranek chłe chłe bo chyba nie DANA, choć to by znaczyło że płeć niedługo zmienię a może nawet orientację.No gorzej jak obie rzeczy na raz chłe chłe.
Przyszła kolej na wróżbę z butami i tu dobrze się złożyło bo ta wróżba dotyczy tylko niezamężnych panien, chłe chłe. Zdecydowali że to moje buty będą – i chociaż ich ostrzegałam poszli w zaparte. Zdjęłam… Jak buchnęło to Andrzeja odrzuciło i aż łzawił i postanowili jednakowoż te zabawę odpuścić kosztem magicznego płomienia. Trzeba pomyśleć sobie życzenie i zapalić dwie zapałki. Trzymać je płonącymi łebkami do góry. Jeżeli zapałki będą palić się ku sobie, życzenie się spełni w ciągu roku, a jeśli nie – będzie trzeba dłużej poczekać na jego realizację. I wszystko szło dobrze tylko zapałka spadła i zafajczyła się stodoła… Jakieś duszące dymy szły wszyscy zaczęli kaszleć i zwiewać a mnie zachciało się akuratnio więc szybko do wychodka za róg stodoły. I już miałam usiąść a tu jak mnie nie wciągnęło jak nie zachlupało, dobrze że zdążyłam powietrza przedtem zaciągnąć bo zawirowało mi wszystko przed oczami, które musiałam zamknąć bo jakaś żółta woda nagle była wszędzie. I leciałam leciałam leciałam, najpierw w dół później do góry. I jak już byłam bardzo wysoko to poczułam że walę głową o coś twardego jakby plastik. I nagle znalazłam się w swoim sedesie…. Wystawałam szyją i głową z niego a reszta ciała była jakby zmniejszona, tak że mieściłam się w rurze kanalizacyjnej. I wtedy zobaczyłam że do łazienki wchodzi Felek. Feluś Feluś pomóż mi jakoś krzyknęłam. A on podskoczył do spłuczki i łapiąc ją w powietrzu spuścił wodę. I jeszcze jak leciała szyderczo popchnął klapę tak że dostałam centralnie w głowę i straciłam przytomność.
Obudziłam się na Oiomie. Wyłowił mnie bohaterska brygada szambonurków z mojej spółdzielni mieszkaniowej, która akuratnio przybyła przepychać rury, wezwana przez sąsiada z góry, któremu wybiło kiedy deportowałam się tunelem przy wychodku. Z Felkiem to ja się jeszcze policzę!

A to owa stodoła (przed pożarem) i wychodek:

A morał z tej historii jest następujący: Wywróżenie sobie woskowej cebuli w Andrzejki w rzeczywistości oznacza że wkrótce znajdziecie się na Oiomie czego wam nie życze chłe chłe.