Lizus

Borkowiak po tym zamachu na Kulawego Genka i po zemście Genka poczuł się osamotniony. Żona go rzuciła, my jego przyjaciele jednoznacznie potępiliśmy jego złe wobec Genka i nas postępowanie i został sam. Próbował nowych przyjaźni w pobliskiej spelunie, ale tam go nie chcieli ze względu na jego oślizłość. Osamotniony pił po nocach i wspominał wspaniałe czasy wspólnych imprez u mnie i naszych wyścigów w kartonach, co to opisywałam je na moim poprzednim blogu. I po jakimś miesiącu izolacji Borkowiak pękł i przyszedł do mnie z prośbą o radę. Był przygotowany, przyniósł litr czystej, prosto bez cudów i tradycyjnie, tak jak lubię. Zna mnie więc wiedział jak mnie za serce chwycić. Najlepiej dwoma rencami po pół w każdej chłe chłe. A ponieważ ja pamiętliwa nie jestem to wybaczyłam mu szybko, w zasadzie nie miałam wiele. Najbardziej zależało mu na Genku i ferajnie, no i Jolce, która od dłuższego czasu, kiedy od niego odeszła i była z Genkiem, ignorowała go jak nigdy. Kiedy tak kończyliśmy jego zasoby rozpoczynając moje postanowiłam udzielić mu dobrej rady. Po pierwsze primo, musisz odbudować swoją męskość. Powiedziałam mu o Walkensztajnie, domorosłym chirurgu i ekspercie medycyny, samouku u którego kiedyś przeszczepiała sobie mózg. To pierwszy krok. Drugi to żeby zaczął wkupywać się w łaskę ferajny najlepiej za pomocą podlizywania się. Na ten przykład mogę mu udostępnić swój blog a on tutaj zamieści lizusowską notkę dla ferajny, jacy to oni wspaniali i podliże im się. Wtedy oni zaczną komentować pod tą notką i on z nimi rozpocznie dyskusję i mu wybaczą. A ja zorganizuję imprezę. Ponieważ to drugie było znacznie prościejsze, bo Walkensztajn miał czas dopiero na następny dzień, to Borkowiak wysmażył na moim laptopku taki list do nich (nic nie zmieniałam):

„Drogi Genku i cała ferajno, piszę bo jakby was nie było, to nic by nie było, mało tego to nic nie byłoby takie fajne, jak to nic co jest teraz. Dziękuję Genkowi, że zabrał mi żonę i w ten sposób uświadomił mi, że moja męskość musi być odnowiona :). Dziękuję Endżi za to że z nami jest mimo czasu jaki poświęca na wyprowadzanie psa na podwórko i leczenie swojej skołatanej perfumami wątroby. Edkowi woźnemu, bo dzięki niemu możemy dowiedzieć się bardzo wartościowych rzeczy o piciu i jego technikach. No i Tobie Jolciu, że uświadomiłaś mi ile muszę zmienić w życiu swoim aby wszystko było jak dawniej.”

Szczerze powiem że mnie zdenerwował tym bełkotem. Co to jest? No kompletnie się rozkleił i nawet kilku zdań po Polsku nie umie, żenada. W dodatku tak się nawalił, że usnął na siedząco, czego nie cierpię wręcz bo on w tej pozycji często popuszcza i później tylko kłopot. Więc mu pod tę rurkę na taborecie słoiczek po dżemie podstawiłam, ech co za życie.

Rano poszliśmy do Walkensztajna. Ten niewiele mówiąc od razu zaproponował Borkowiakowi wybór protez różnorodnych własnej produkcji. Cenowo kształtowało się to różnie w zależności od modelu i patentu. Tak też najtańsza proteza wykonana była z dwóch chińskich piłeczek pingpongowych i gałgana z otworkiem na patyk. Zalety – dobra imitacja w slipach w sumie nie widać że to proteza. Wady – piłeczki twarde, żeby imitować naturalne odruchy trzeba patyk przez ten otwór wsadzać co nie jest ani wygodne ani komfortowe. Bardziej zaawansowany technologicznie model miał zamiast piłeczek pingpongowych droższe, bardziej elastyczne piłeczki kauczukowe. Co już jest znaczną zaletą, niemniej wadą był ciężar piłeczek, które podczas chodzenia obijały krocze i siniaki na nogach się robiły. Druga część tej protezy, ta ważniejsza, wykonana była z pęta suszonej kiełbasy – tu od wyboru do koloru czyli od zwykłego kabanosa do krakowskiej suchej. Zalety – każdemu wedle potrzeb, wady: kiełbasę trzeba zmieniać jak zaczyna się psuć, poza tym psy mogą pogonić jak zgłodnieją. No i wreszcie najdroższy wariant, całościowa proteza wykonana z włókien najnowszych technologii ale o tym nawet Borkowiak nie chciał słyszeć bo za drogie, do końca życia by się Walkensztajnowi nie odpłacił. Wybrał wariant środkowy z piłeczkami i kiełbasą, a ponieważ zawsze lubił imponować wybrał krakowską suchą. Walkensztajn po szybkim znieczuleniu Borkowiaka zajął się wszyciem protezy. W specjalnej torebce z misia umieścił piłeczki kauczukowe i doszył w miejscu w którym kiedyś były oryginalne jądra, które Borkowiak przytrzasnął sobie jak wsiadał do małego Fiata. Wężyk wprowadził do krakowskiej przez wydrążony otworek, a suchą umieścił w doszytym wcześniej do ciała Borkowiaka specjalnym uchwycie wykonanym z małego imadełka modelarskiego. Po wybudzeniu Borkowiak nie mógł wyjść z zachwytu. Na drugi dzień urządziłam imprezę, ferajna co prawda nie bardzo łyknęła lizusowski list Borkowiaka na moim blogu, w zasadzie go olali, a na imprezę przyszedł jak wszyscy byli już ostro pod gazem. I wtedy stała się rzecz straszna. Bo skończyła nam się zagrycha a w międzyczasie Genkowi wypadło znowu jego szklane oko a na to drugie on słabo widzi, zwłaszcza jak jest napity, i wtedy kieruje się węchem. O czuję suchą – powiedział Genek i szybkim ruchem wyrwał Borkowiakowi ze spodni jego nową protezę. Patrz Jolka krakowska sucha nawet świeża! I pociął ją scyzorykiem. A ponieważ jednocześnie wyrwał to imadełko modelarskie to na ziemie wyleciały też piłeczki kauczukowe. Borkowiak stracił przytomność i ponowne przyrodzenie, za to wnuki Edka się cieszyły bo dawno nie bawiły się piłeczkami, zwłaszcza kauczukowymi.

A morał z tej historii jest następujący: nadmierne podlizywanie się może prowadzić do straty kiełbasy, ale jednocześnie dawać przyjemność naszym dziadeczkom, czego i wam życzę zwłaszcza w te ostatnie dni wakacji, chłe chłe.